Autor Wiadomość
MAREK
PostWysłany: Pią 11:43, 09 Maj 2008    Temat postu:

przepraszam Darku, to z pośpiechu. Juz poprawiam.
Filip
PostWysłany: Pią 11:37, 09 Maj 2008    Temat postu:

Darolas napisał:
Eeeee, nia ma to znów takiego dużego znaczenia. A Monika jest bardzo fotogeniczna Very Happy
Pozdrawiam.

Już od maratonu w Wawie postaram się wpisywać wyniki w nieco bardziej rozwiniętej formie, tak żeby potem Marek mógł jes na stronie umieszczać
Darolas
PostWysłany: Pią 8:11, 09 Maj 2008    Temat postu:

Eeeee, nia ma to znów takiego dużego znaczenia. A Monika jest bardzo fotogeniczna Very Happy
Pozdrawiam.
Kuba Ruszkowski
PostWysłany: Czw 23:29, 08 Maj 2008    Temat postu:

A widzieliście jaką fajną fotke ma Monika? http://www.mtbmarathon.com/galeria/200802_472.jpg
Filip
PostWysłany: Czw 20:24, 08 Maj 2008    Temat postu:

ja adminuje sobie tylko na forum. Marek ma dostęp do strony Very Happy
Forum i strona nie są ze sobą powiązane. Jutro dam znać Markowi, teraz ma urwanie glowy w pracy i może to potrwać zanim dokopie się to twojej wiadomości
Darolas
PostWysłany: Śro 19:52, 07 Maj 2008    Temat postu:

Halo, halo, Panie Adminie! Nie ma mnie na stronie Velmaru w informacji dotyczącej wyników z maratonu w Karpaczu - i kto za tym stoi Question Wink
Pozdrawiam.
Kuba Ruszkowski
PostWysłany: Wto 13:04, 06 Maj 2008    Temat postu:

Ja w tym roku Karpacz odczułem boleśnie - i fizycznie i psychicznie.
Po pierwsze to było trzecie giga w mojej karierze(poprzednie w Głuszycy i Krakowie). Do Szklarskiej gdzie nocowaliśmy dojechałem o 02:30 w nocy a spać poszedłem po trzeciej. Całą drogę ssałem jakieś tabletki na gardło bo nie mogłem przełykać śliny(do rana pomogło). Pobudka po 6ej. Mało piłem i słabo odżywiałem się przez ostatni tydzień. No i zdążyłem już zapomnieć że w Otwocku w tym roku po 30tym kilometrze dziwnie bolało mnie prawe kolano.
Początek jeszcze w miarę znośny, jechało mi się w miarę lekko, startowałem prawie z samego końca. Niestety już po 20tym kilometrze zaczęło sie odzywać kolano. Nie sam staw tylko jakby ścięgna wokół niego. Po pewnym czasie bolało już bardzo. Wszystkie podjazdy musiałem robić na miękkich przełożeniach, najgorsze było to że w dól nie było jak dokręcać a na dodatek na zjazdach zawsze tą nogę miałem z tyłu co teraz na kamienistych szybkich zjazdach strasznie przeszkadzało. Na szczęście w miarę szybko nauczyłem się prawą nogę wystawiać do przodu zamiast lewej. Tylko co z tego jak i tak nie było szans mocniej przycisnąć. Duże wahania przeżywałem przed rozjazdem w końcu jednak skręciłem na giga tak jak planowałem jeszcze przed startem.
No i ta końcówka była najgorszą z przejechanych na rowerze... Do tego doszły sensacje żołądkowe. i na zjeździe z 2 Mostów w lewą goleń przewalił mi taki półkilowy kamień. Wszyscy mnie wyprzedzali, część osób sie wycofała aż w końcu nadjechał z tyłu pan na quadzie i oznajmił że jestem ostatni... Sad
To mnie trochę zmobilizowało ale tylko do tych ostatnich podjazdów w Miłkowie. W końcu przyjechałem przedostatni.
Filip
PostWysłany: Pon 8:51, 05 Maj 2008    Temat postu:

Inżynier napisał:
Jakże inne jest to górskie ściganie w porównaniu z Mazovią. Jeszcze dzisiaj czuje mięśnie jest więc świadomość spełnienia patriotycznego obowiązku.

według mojego, skromnego zdania nie ma co porównywać, przejeżdzając mazovie następnego dnia nic się nie czuje, ot taka przejażdżka w większym gronie.
Inżynier
PostWysłany: Pon 7:31, 05 Maj 2008    Temat postu:

Jeśli chodzi o mnie to jestem zadowolony, ale przede wszystkim z tego, że po raz pierwszy w historii nie spotkała mnie żadna przygoda na trasie. Wynikowo czuje, że mogło być lepiej. Pouczająca jest analiza międzyczasów. 10-cio minutową przewagę wyrobiłem sobie do pierwszego punktu kontrolnego, a później już mieliśmy mniej więcej takie same międzyczasy.
Wygląda na to, że niepotrzebnie wdałem się na początku w walkę z Norbim. Okupiłem to później skurczami w połowie trasy i dopiero pod koniec mogłem nieco przyspieszyć.
Jakże inne jest to górskie ściganie w porównaniu z Mazovią. Jeszcze dzisiaj czuje mięśnie jest więc świadomość spełnienia patriotycznego obowiązku.
Filip
PostWysłany: Nie 16:36, 04 Maj 2008    Temat postu:

http://lh5.ggpht.com/Admira07/SB1kvTRyj-I/AAAAAAAADN0/s5tic7s7Fug/DSC01090.JPG?imgmax=800
Występy Świnki Halinki to nieodłączny element golonkowych maratonów Mr. Green już od kilku ładnych lat.
Jak zwykle udane fotki
Admira
PostWysłany: Nie 16:07, 04 Maj 2008    Temat postu:

Płocko-gostynińska część Velmaru do Karpacza udała się z żonami, łącząc przyjemne (wyścig) z pożytecznym (weekend w rodzinnym gronie).
Zapraszam do obejrzenia zdjęć, uprzedzam jednak, że tym razem fotogaleria zawiera więcej obrazków pozamaratonowych Smile
http://picasaweb.google.pl/Admira07/20080501KarpaczPoweradeMTBMarathon
Filip
PostWysłany: Sob 21:51, 03 Maj 2008    Temat postu:

fantastycznie się czyta wasze opisy, gratulacje.
czemu te góry wyrosły tak daleko od nas
Darolas
PostWysłany: Sob 19:18, 03 Maj 2008    Temat postu:

Ja niestety nie znam tak dobrze trasy jak William, stąd nie będę podawał takich szczegółów jak on. Przed maratonem nie miałem zbyt pewnej miny, a bo to pierwsze góry w tym roku, a dodatkowo pierwsze moje starty były takie sobie. Pogoda też nie nastrajała optymistycznie, było zimo i od czasu do czasu coś leciało z nieba. Przed startem zrobiłem małą rundkę w górę Karpacza co by zasięgnąć informacji jakimi możliwościami dysponuję, ale po kilkuset metrach pedałowania w górę miałem dość. Trudno, co będzie to będzie. Poszedłem na start, spotkałem Monikę, Williama, Piotrka i Sławka (jeśli kogoś pominąłem - sorry). Start, kotłowanina w wąskiej bramie i kilkukilometrowy podjazd w centrum Karpacza. Dziwne, ale nawet nieźle szło, nie zostawałem w tyle a nawet zbliżałem się do coraz to nowych zawodników. W ten sposób na samej górze Karpacza dogoniłem Sławka. Trzymał moje tempo aż do złapania kapcia. Jechało się naprawdę dobrze tak na podjazdach jak i na zjazdach. Gdzieś przy wjeździe na dystans Giga wyprzedził mnie Inżynier, ale starałem się mieć go w zasięgu wzroku. Wtedy nastąpił dla mnie trudny moment. Na kamienistym zjeździe usłyszałem charakterystyczny syk - złapałem kapcia. Zacząłem zmieniać dętkę patrząc kto mnie w tym czasie mija (oczywiście byłem pewien, że cały Velmar Team mnie znów objedzie), ale okazało się że w trakcie wymiany (około 5 minut) nikt z drużyny mnie nie wyprzedził. To dało mi dodatkowego kopa, bo znaczyło że nie jadę tak znowu źle. Dalsza trasa bez przygód - dużo podjazdów i szybkie kamieniste zjazdy, trochę technicznych kawałków z jakimiś głazami itp. Szukałem jeszcze żółtej koszulki Sławka (Inżyniera), ale niestety strata była nie do odrobienia. Końcówka zaskoczyła, za Miłkowem myślałem że będzie już tylko w dół, a tu jeszcze dwa sztywne podjazdy. Dały nieźle w kość. Dojechałem do mety zadowolony z wyścigu. Po chwili przyjechał William, Piotrek, później Sławek. Chyba za słabo pompujemy nasze koła. Ogólnie trasa maratonu bardzo fajna, może trochę za dużo asfaltu, ale nie wybrzydzam, też było ciężko, a widocznie nie dało się inaczej poprowadzić trasy. Miejsce, no cóż , w takiej stawce i przy takiej klasie zawodników trzeba się uczyć pokory.
Pozdrawiam.
wilk
PostWysłany: Sob 15:41, 03 Maj 2008    Temat postu: Karpacz

Mam nadzieję, że ktoś się odezwie i opisze wrażenia z Karpacza! Ja jak zwykle nie lubię jeździc na wyscig do Karpacza: Długi weekend. Tłumy, ciasnota, brak jakiejkolwiek atmosfery rowerowej. Duża część trasy rozgrywa sie w miejscach specerów wczasowiczów. Masa asfaltu. A jednak jest to okazja, aby pierwszy raz w roku poczuć góry. Pierwszy raz jest trudno, ale nastepne już łatwiejsze!
Pojechałem z myślą, aby przejechać spokojnie i przyspieszyc na drugim kółku. Nic sobie nie robiłem z tego, że Piotrek i Darek oderwali sie błyskawicznie na pierwszym podjeździe, a potem też podobnie zrobił Mariusz. Jechałem ze spokojem mysląc, że o ile będe miał dobry dzień to i tak ich dorwę. Pierwsze kółko - prawie bez historii. Dla mnie, bo dla Mariusza i Sławka nie było to miłe kółko z powodu awarii ogumienia. Sławka zobaczyłem na końcu zjazdu z Dwóch Mostów. Pompował dętkę. Do rozjazdu na giga dojechałem lekko i spokojnie. Ani śladu walki, szeroki uśmiech. Po pieknym swobodnym zjeździe do Borowic na horyzoncie rozpoznałem charakterystyczna sylwetkę Piotrka. Czułem sie świetnie. Byłem pewien, że zaraz go dojdę. Przejechałem Borowice i wjechałem na droge sudecką. Piotrka widziałem nieco bliżej, ale goniłem go asymptotycznie, czyli powoli. Wyprzedziłem kilku zawodników na podjeździe i zaczął się zjazd. Na odcinku kamienistym błyskawicznie zbliżyłem się do Piotrka i drugiego zawodnika. Piotrka wyprzedziłem na początku stromego zjazdu po kamieniach. Zaczęło się dawanie po równym. Piotrek był może 50 m za mną i dawał tak samo. A więc zaczął się wyścig. Kalkulacje skończone. Na zjeździe do Żelaznego Mostka wyprzedziłem kolejnych 2 zawodników i oddaliłem sie od Piotrka. Potem podjazd do Zachełmia i Piotrek już dalej. Na podjeździe wyprzedzeni kolejni dwaj. Zjazd do Przesieki, a Piotrka nawet nie widać. Potem podejście przy pomiarze czasu i Piotrek znowu blisko. To złudzenie bliskości na stromych podejściach. W rzeczywistości przewaga może być nawet 30 sek, ale wydaje się, że zawodnik jest prawie na kole. Potem Przesieka. Podjazd przy DW Kaliniec i single tracki przy wodospadzie. Tam nadrabiam, Piotrka nie ma. Czyżbym wreszcie odjechał i zaznał spokoju? Tak mi się zdawało przez całkiem długi czas. Kręte ścieżki uniemożliwiały kontakt wzrokowy. Zjechałem do Podgorzyna i rozpoczął się ciężki podjazd. Jechałem nieźle. Piotrka ani sladu. Pomyslałem, że do pełni szczęścia przydałby się widok Darka. I za chwile pokazał się Darek. Wydawał się być całkiem blisko. A więc go dogonię! Dotarłem do bufetu. Spokojnie uzupełniłem płyn i zacząłem podejscie. Darek szedł przede mną. Miał 1 minutę i 30 sek przewagi. Piotrka nie widziałem z tyłu, ale na mecie okazało się że on mnie widział i tropił mnie jak chytry lis. Dość spokojnie podjechałem na rozjazdu na giga, ale Darka ani sladu. Potem trochę płaskiego terenu i zauważyłem, że zaczynam mieć kłopoty z energią. Trudny zjazd do Miłkowa poszedł bardzo dobrze, ale podjazd już nie. Skończyła mi się amunicja. Nagle za mna zobaczyłem Piotrka całkiem blisko! Włączyłem wysokie tętno. Podchodziłem. Piotrek też. Nie zbliżał się, a może nawet oddalał. Potem szybko przez las do karpacza, a tam! Zamiast w dół znowu stromo do góry. ledwo jechałem, ale jechałem. Wpadłem na stadion i na metę bardzo jednak zmęczony. Darek powiekszył przewagę do 2 min, a Pioterk za mną wpadł 1,5 minuty. Czas osiągnąłem taki sam jak rok temu, ale okazało się, że to całkiem niezły wynik, bo czołówka jechała około 30 min dłużej niz rok temu. A więc optymizm przed kolejnymi startami!

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group