Autor Wiadomość
Filip
PostWysłany: Śro 20:22, 11 Cze 2008    Temat postu:

to jest świetne zdjęcie
http://picasaweb.google.pl/Admira07/YrardWMazoviaMTBMaraton/photo#5210314075269763250
Gratulacje
Daniel
PostWysłany: Śro 19:48, 11 Cze 2008    Temat postu:

Gratulacje dla wszystkich którzy jechali w Żyrardowie. Słyszałem ze było bardzo dużo kurzu i piachu. Duża odmiana po Supraślu.Jak patrzyłem na wyniki to dobre miejsca i wszyscy wskoczyli do dobrych sektorów! Ja niestety mam wymuszoną i konieczną przerwę (6 tygodni gips a potem niestety rehabilitacja). Ale mam zamiar jak najszybciej wrócić na rower.Jeszcze raz gratulacje dla tych co jechali Żyrardów a szczególnie dla Wilka i Hansa.
Pozdrawiam.
Admira
PostWysłany: Śro 18:10, 11 Cze 2008    Temat postu:

Obiecałam, to dotrzymuję słowa.
Przepraszam Filip, że usunęłam galerię, do której zamieściłeś linka.
Ten powinien działać:

http://picasaweb.google.pl/Admira07/YrardWMazoviaMTBMaraton

Pozdrawiam wszystkich, których złapałam w obiektyw Laughing i tych, którym udało się uciec Laughing
Ula.
wilk
PostWysłany: Wto 21:01, 10 Cze 2008    Temat postu:

Grzesiek napisał:
Niepozorny , Słaby . Młody a z przodu pewnie Połamany , Zagubiony i Podstarzały , za wami Przybity , Lichy i Obolały . Z kim Wy sie tam ścigacie ?


Ha ha to tylko taka wymyslona przeze mnie konwencja narracji. Słaby wcale nie jest taki słaby, a Niepozorny okazuje się całkiem mocarny. W Bardo jechałem z gościem którego nazwałem Wycieczkowicz bo wyglądał jakby jechał na wycieczkę, a ja ledwo za nim nadążałem. Wygląda na to, że ścigam się z samymi słabcami. Przewrotność tego opisu mozna stwierdzić, gdy spojrzy sie na tabele wyników.

A tak całkiem poważnie, to ja większość wyscigów odczuwam podobnie. Zawsze jest ból, pot i czasem łzy. Tylko niekiedy oznacza to miejsce np 100-tne, a innym razem 30-te. I prawie nie czuć różnicy - zawsze jest cięzko. Zmieniaja sie tylko mijani zawodnicy to oni stanowią obiektywny punkt odniesienia co do poziomu mojej jazdy.
slawlasota
PostWysłany: Wto 19:08, 10 Cze 2008    Temat postu:

MAREK napisał:
Zastanawiałem się skąd się wziął Sławek L. przedemną , przecież go wyprzedzałem. Nawet nie wiedziałem że przeleciał koło mnie z Williamem. Ale miałem ciemno w oczach. Cud, że mnie Inż. nie dogonił. Ciasno się robi, trzeba przytrenować.

Wyprzedzałem Cię na tych betonowych płytach przy torowisku. Sam się zdziwiłem... Przed Żyradowem zmieniłem ponownie hardtaila na fulla i szedł tam jak burza (a właściwie płynął). W pewnym wieku trzeba już dbać nie tylko o wagę roweru, ale i o wygodę rowerzysty. Stary NRS (ale ubrany w nowy osprzęt) powrócił do łask!
MAREK
PostWysłany: Wto 13:18, 10 Cze 2008    Temat postu:

Zastanawiałem się skąd się wziął Sławek L. przedemną , przecież go wyprzedzałem. Nawet nie wiedziałem że przeleciał koło mnie z Williamem. Ale miałem ciemno w oczach. Cud, że mnie Inż. nie dogonił. Ciasno się robi, trzeba przytrenować.
Filip
PostWysłany: Wto 9:26, 10 Cze 2008    Temat postu:

Admira napisał:
Pospieszyłeś się trochę z reklamowaniem moich zdjęć Smile

wczoraj przekopywałem picasse w poszukiwaniu innych zdjęć i trafiłem na twoją galerię i tak mnie rozbawiło to zdjęcie że nie mogłem się powstrzymać.
Przyrównując do Williama to sporo ludzi jest wolnych, zmęczonych, podstarzałych etc, jak tam mam się z kim wyścigować
Tak przy okazji, już kończę przeglądać zdjęcia z Żyrardowa, niedługo będą
Grzesiek
PostWysłany: Wto 7:21, 10 Cze 2008    Temat postu:

Niepozorny , Słaby . Młody a z przodu pewnie Połamany , Zagubiony i Podstarzały , za wami Przybity , Lichy i Obolały . Z kim Wy sie tam ścigacie ? Z wysypem żywych trupów?? A gdzie się ścigają Zadowolony , Energiczny i Najarany.Z opisu Wilka wynika ,że jednak nie na Mazovii.


Najprawdziwszy Szpital na perypetiach.

pozdrawiam.
Admira
PostWysłany: Wto 6:30, 10 Cze 2008    Temat postu:

Pospieszyłeś się trochę z reklamowaniem moich zdjęć Smile
To jest wersja bardzo, bardzo robocza, proponuję poczekać, aż będzie skończona - a z racji wielu obowiązków nie mogę zabrać się za to teraz.
Postaram się dokończyć w ciągu 2 dni.
Pozrawiam Smile
Ula
Filip
PostWysłany: Pon 21:24, 09 Cze 2008    Temat postu:

piękne zdjęcia autorstwa Admiry
http://picasaweb.google.pl/Admira07/20080608YrardWMazoviaMTB/photo#5209974684005749250 Mr. Green
wilk
PostWysłany: Pon 20:14, 09 Cze 2008    Temat postu:

Dla mnie maraton w Żyrardowie był najwiekszym zaskoczeniem - jak na razie - w tym roku... Byłem pełen obaw przed startem. Od wtorku wieczorem byłem zaziębiony i wcale mi nie przechodziło. W sobotę mała gorączka, ból głowy i gardła i uczucie lewitowania jak po antybiotykach. Kto w takim stanie jedzie na maraton??? Jednak odpuścic baz walki punktodajny maraton w Żyrardowie - też szkoda. Liczyłem na cień szansy, że coś sie amieni na lepsze.

W odróżnieniu od Supraśla, gdzie stojąc w sektorze ogłaszałem wszystkim dookoła, że jadę na podium, tym razem ogłaszałem, że można mnie pyknąc bezkarnie. Przyszedł do nas Inżynier i tak sie zagadał, że nie zwuważył startu w porę, a przyszedł do nas bez roweru...

Po starcie natychmiast poczułem ból mięśni czterogłowych - tak jakby były zakwaszone po pierwszym w sezonie wysiłku. Jechałem dość szybko, ale bez przesady. Nie ryzykowałem i dawałem sie wyprzedzac pamiętając, że zaraz zapewne czeka mnie game - over z powodu słabości...

Po kilometrze ból ustał, a po kilku kolejnych kilometrach zaczęło mi się dobrze jechać. Tętno wesoło stukało około 180. Kręciłem coraz bardziej bez wysiłku. Zobaczymy po 30 km - pomyslałem.

Leciałem spokojnie. Pojawił się Sławek Lasota. Na betonie przy torach dogoniliśmy Marka. Sunąłem za Sławkiem.

O z jakże innym - od Supraślowego - nastawieniem pedałowałem w Żyrardowie! Tam - zimny i bezwzględny rowerowy kiler z chirurgiczną prezycją wycinający kolejnych rywali - a tu rozkołatane myśli, niepweność, czekanie na fale słabości. Jedyne co było dziwne to towarzystwo coraz lepszych zawodników na trasie. Jechalismy sobie ze Sławkiem i wyprzedzaliśmy. Nadeszły leśne igraszki. Tam sobie też powyprzedzaliśmy.

I tak wyprzedzając nieśpiesznie zajechalismy na mete pierwszego kółka. Średnia prędkość 29,1 km/h. Ho ho - nie jest źle! Czy da się przejechać drugie kółko?

Uzgadniamy ze Sławkiem, że jedziemy razem. Ewentualnie proponuję mu, aby mi uciekł, on jednak nie korzysta z tej sugestii i jedziemy. Za nami doczepiło się kilku zawodników. Ciągnie głównie Sławek. Ciągnę czasem i ja. Od czasu do czasu ciągnie młody, ale ten - jak to młody - szarpie i co chwilę próbuje uciekać.

I tak nasz peletonik traci co jakiś czas jednego uczestnika. W lecie doganiamy grupkę kilku zawodników wyglądających słabo. Jeden ze słabych wyprysnąl nagle do przodu i ucieka. Ja trochę się rozochociłem i dałem za nim. Na drodze za rowem z błotem słaby mi troche odjechał, a ja odjechałem od Sławka i reszty słabych. Spokojnie - pomyslałem. Poczekam na Slawka, a potem odgonimy słabych.

Wkrótce jechalismy w grupce: Sławek, ja i dwóch slabych. Ja też czułem się dość słabo, ale nigdy bym o sobie tak nie pomyslał. W pewnym momencie Sławek - bardzo przytomnie - dał ognia. Momentalnie opusciliśmy słabych i komfortową drogą leśną dojechalismy do asfaltu. A, zupełnie zapomniałem, że te wszystkie okoliczności dzielnie przetrwał z nami wspomniany wcześniej młody.

Potem nastapiła seria asfaltowo - szutrowa. Na asfalcie dogonilismy słabnącego niepozornie wyglądającego zawodnika w pomarańczowej koszulce. Ten moment okazał sie kluczowy dla tego wyscigu. Niepozorny siadł na koło i pedałował za nami. Tak minęło wiele kilometrów. W pewnym momencie Sławek zaatakował. Pomimo, że należało mu się zwycięstwo, jakis instynkt nakazał gonić. PO kilku sekundach byliśmy razem.
Na leśnej drodze przed metą do przodu wystrzelił Niepozorny. Popatrzyłem na to bez entuzjazmu. Jakos to niepasowało do całości. Nikt za nim nie podążył. Młody - chyba nie mógł, a Sławek z jakiejs przyczyny nie chciał. Po kilkuset metrach przyspieszyłem trochę i pociągnąłem za Niepozornym. Po minucie byłym już za nim. Jako, że nie za bardzo wiedziałem co mam robić z tym fantem - a nie sadziłem sie za bardzo na końcówkę z finiszem - wszyscy powinni puscić Sławka - on pracował najmocniej - więc wyprzedziłem Niepozornego i waliłem co sił do mety. Na trawie przed kreską powoli wyprzedził mnie Niepozorny, a potem Sławek - co oznaczało, że wyscig zakończył sie dośc sprawiedliwie:L Sławek przede mną.
Na mecie stał Marek Zając, ktróry rozszyfrował w Niepozornym Simona z Legionu! Ależ niespodzianka - gdybym to wiedział! Toż to zawodnik z mojej kategorii, zwycięzca generalki Mazovii z 2007. Na domiar złego okazało się, że jestem 4. A więc kolejne podium było tuż tuż.

Trudno. Jak dogoniłem Simona, to pewnie go wkrótce przegonię! tak oto w bardzo nieefektowny sposób osiągnąłem chyba jeden z najlepszych rezultatów w mojej karierze. Poczułem wielką radość - bo choć to nie podium i nie jechałem tak asertywnie jak w Supraślu - to przecież miałem zupełnie paść. A tu taka niespodzianka! Wspaniały sport. Wieczorem gorączka wróciła. Źle spałem. Ale dzis czuję się świetnie.
Grzesiek
PostWysłany: Pon 14:59, 09 Cze 2008    Temat postu:

Co do licytacji to byłbym zainteresowany zanim ci przejdzie.
Ja przeciwnie co wyscig to nabieram chęci , w ramach bojkotu dużych emtebowych spędów wyszukuje co weekend co ciekawsze kąski i tak tydzień temu był Zyrardów ale w skromniejszym gronie i owszem było podium ale przede wszystkim prawdziwa fajna jazda bez strachu na starcie ,że cie ktoś przejedzie zajadły , no ale wczoraj to już prawdziwa czesiowa zajebiocha , wyscig kolarski pod dumna nazwą POLANDBIKE 2008 w podstołecznym grodzie Kobyłka , trasa trudna jak w waszym żyrardowie , brud kurz i płasko ,tylko troche krócej i mniej ludzi a właściwie to nikt mnie nie staranował , bo jak wystartowałem to juz do końca czołówka i przez nikogo nie musiałem się przeciskać.Finisz odjazd totalny czterech sie ścigało o dumne trzecie miejsce open , tego sie niestety nie udało ale zostało 1 miejsce w kategorii , fajne przeżycie finiszowac o czołowe miejsce , nie zdarzało i się dotąd raczej , bardziej walka z współkompanami o xxx dziesiąte miejsce itp.
A juz ceremonia nagród odjazd , usciski od samego burmistrza i prezesa ich najważniejszego lokalnego banku czyli nie ma co ukrywać prawdziwego capo di tutti cappi wołomińskiej mafii , spiker podgrzał atmosferę wyczytujac pochodzenie zwyciezcy czyli mnie , było buczenie lokalnej społeczności i ogólnie prawie poczatek wojny gangów.
A nagrody odjazd - za podium kompletny kostium kolarski MAPEI , żona za swoje podium kolarskie okulary , w Tomboli odjazd na całego , roweru FELT się wylosowac nie udało , ale kask do snowboardu (pro) i na koniec prawdziwa bomba czyli 2 metrowa tuja stały sie moja własnością. Normalnie wyjazd sie zwrócił z nawiązką.Atmosfera bombowa wokóle relaks na full.
Juz szukam w necie cos na przyszły tydzień , a za dwa prawdziwa górska wyrypa na szczescie bez roweru wiec bedzie szybciej , prawdzwy górski maraton biegowy ... pełny.
Gratulacje za udany wystep w Mazovii , jako stateczny 40-latek ścigac się będę dopiero za rok jako M4 ... tymczasem.
MAREK
PostWysłany: Pon 14:13, 09 Cze 2008    Temat postu:

Kurcze jestem w 1 sektorze.
MAREK
PostWysłany: Pon 10:12, 09 Cze 2008    Temat postu:

Co do drużynówki to gdyby ktoś oprócz Williama pojechał w Supraślu na giga to juz byśmy byli na 9( mielibyśmy ok 100p.więcej), ale tak czasami się układa. Chłopaki się pochorowali i trudno. Odrobimy, jeszcze jest pare wyścigów.

Odwlekałem decyzję o pierwszym starcie już od Warszawy. I dobrze, ręka się podgoiła i mogłem w miarę wystartować. Kupiłem profesjonalny usztywniacz na nadgarstek i powiedziałem sobie co będzie to będzie. Postanowiłem, że bezpieczeństwo ponad wszystko. Przed wyścigiem rozgrzałem się w miarę dobrze i wcisnąłem się jakoś do sektora(co nie było łatwe bo okazało się że mój czyli 3 jest za ciasny i ludzie się nie mieścili). Najbardziej bałem się startu, było ciasno i ciemno. Ogromny, wszechobecny kurz i walka. Tętno prawie 200. Juz na bramie minąłem Jacka, za 500m Sławka Lasotę. Kiedy wyprzedziłęm Williama na 2-3 km wiedziałem że jest dobrze. Bardzo ucieszyłem się kiedy peleton się przerzedził. Poczułem, że robi się bezpiecznie. Pchałem przed siebie ile sił, zgodnie z zasadą gonić gonić gonić.
Na twardym jechało mi się dobrze, ale każdy zakręt i piach odpuszczałem. Nie chaciałem ryzykować wywrotki. Potem musiałem nadrabiać bo inni się nie bali. Ale kraks było dużo, więc asekuracja najważniejsza. Po 10-15km jazdy poczułem nienawiść do jazdy. Ba nawet do mojego roweru. Dotknęła mnie totalna niemoc. Zabrakło tego co miałem zawsze. Niepomogły zaciśnięte zęby. Z chwytów kierownicy wycisnąłem 2 szklanki wody. Kiedy pojawił się William nawet przez myśl mi nie przeszło by mu siadać na koło. W zasadzie to nie było czasu na myslenie. Po prostu przefrunął koło mnie jak koń wyścigowy obok kozy. Na początku się podłamałem, ale zorientowałem się że ci z którymi jechałem w peletoniku są mi znani z innych wyścigów. Czyli nie jest tak źle, to Willi jest mocny. Postanowiłem nie przeciążać się zbytnio i odpoczywać na kole. Przez kolejne 10km jadłem, piłem i zbierałem siły. Na 30km zaczęło mnie odpuszczać. Organizm przestał się buntować i powoli mogłem przyspieszać. Ostanie 7km to juz ciągnąłem sam. Bałem się jechać w dużej grupie bo się kiwali i wywracali więc gnałem co sił by ich zostało jak najmniej. Zostało 2 i na finiszu pognali przedemnie. Wjechałem już spokojnie obiecując sobie że oddam rower na licytacje i juz nigdy nie wystartuję. Pewnie jutro mi przejdzie...
Filip
PostWysłany: Pon 8:32, 09 Cze 2008    Temat postu:

kurz był niemiłosierny, do tej pory czuję go w gardle, w nosie i oczach.
Były momenty kiedy widoczność ograniczał do dosłownie kilku metrów.

Miała być bańka do podziału ale niestety polecieliśmy na 12 miejsce w drużynówce Confused
Jak jest liczona punktacja w tej klasyfikacji ??

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group